Strony

piątek, 26 kwietnia 2019

Dziewiętnaście dni...

... czyli jak wyglądał #StrajkNauczycieli z mojej perspektywy.

Na początku było zdziwienie. Dotyczyło to zarówno rządu, jak i władz związkowych, a nawet samych nauczycieli. Czy którakolwiek ze stron przypuszczała, jaka będzie skala protestu? 8 kwietnia rozpoczynał się strajk od bandażowania ciosu w plecy. Szef Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa zgodził się na warunki proponowane przez rząd, a wicepremier Beata Szydło wyraziła zadowolenie z porozumienia. Czy był to ten kamyczek, który przeważył szalę? Czy wściekłość podsyciła determinację? Czy może promowane przez rząd rozdawnictwo przyczyniło się do mobilizacji? Nie wiem do dziś.

Poniedziałek 8 kwietnia skojarzył mi się z sytuacją, w której wszyscy przekroczyli jakąś niewidoczną granicę i teraz próbowali siebie zagospodarować w nowej, nieznanej rzeczywistości. Nowością był stolik przy portierni, plakaty przyklejone przy wejściu do szkoły, składanie podpisów na liście, zagubienie. Na moich oczach lista podpisów rosła, trzeba było dokładać kartkę, przypinano przypinki, śmiano się, wspólnie oburzano na uległość przedstawiciela Solidarności. Na miejsce strajku wyznaczono pokój nauczycielski, który po raz pierwszy od długiego czasu rozbrzmiewał gwarem. Poprzestawialiśmy stoliki, by każdy mógł siedzieć przy wszystkich. Przychodzący przynosili słodkości, napoje i w pewnej chwili zaczęło brakować miejsca. Ten brak miejsca był dla mnie szokiem. Szokiem i dumą.

Siedzenie (i branie nauczycieli na przeczekanie, czyli, paradoksalnie, z tamtej strony też siedzenie). Na początku przypominało mi to uwięzienie Sajetana, którego zmuszono do patrzenia zza krat więzienia na jego warsztat szewski. Żeby nie oszaleć, nie pogrążać się w rozważaniu kierunków, w stronę których podążyć może to wszystko, zajęliśmy się... uczeniem się nawzajem. Pojawiły się przepisy kulinarne, decupage, filcowanie. Nagrywano piosenki (wyszydzone później przez innych, nierozumiejących jak ważne było dla nas wspieranie się), wysyłano słowa wsparcia, tworzono memy, pomysłowe plakaty. Część osób śledziło doniesienia, przesyłało informacje na Messengerze, WhatsApp (wymieniono się po raz pierwszy numerami telefonów, nawiązano międzyszkolne kontakty, by iść w działaniach spójnie), część próbowało znaleźć rzetelne źródła informacji, albo chociaż miejsca, gdzie owe informacje były aktualne.

Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy jeszcze nie przebywaliśmy RAZEM - tak długo, w tak dużej grupie, zjednoczeni pracownicy obsługi i nauczyciele, obserwujący zmaganie się z presją społeczeństwa tych, którzy podobnie do nas SIEDZĄ: nauczycieli przedszkoli, podstawówek, centrów kształcenia, techników i liceów. Mówiliśmy sobie nawzajem, że to przecież tylko dzień-dwa. Ufaliśmy, że rząd nie będzie nas lekceważył, mimo że obojętnie dotąd przyjmował i przedstawiane postulaty (styczeń) i groźbę strajku (luty) i zawiązanie się komitetów strajkowych oraz rozpoczęcie referendum w szkołach (początek marca), w rezultacie wyniki głosowań i zapowiedź strajku (koniec marca) oraz odmowę podpisania porozumienia przez dwu z trzech przedstawicieli związków (początek kwietnia). Jakoś nie docierało do świadomości nauczycieli, że tych kilka miesięcy zostało zmarnowane przez tę drugą stronę, a straszeni przez media rządowe groźbą "zbliżających się egzaminów" powoli zaczynaliśmy dostrzegać, czym w rzeczywistości jest #PaństwoTeoretyczne, kupujące sobie poparcie wszech-rozdawnictwem dla "uprzywilejowanych" grup, których dozgonną wdzięczność będzie można sobie zagwarantować łapówką+. Nauczyciele do tej grupy nie należeli.

Fot. Paweł Lęcki FB

Absurdy

Z wielu stron w mediach napominano nauczycieli, by pamiętali, że zbliżają się egzaminy. Zdawać by się mogło, że trzeba TEJ grupie społecznej TO przypominać, jak gdyby nie wiedzieli. Arkusz organizacyjny pracy na dany rok szkolny przyjmowany jest przecież we wrześniu - mimo to zdaniem polityków (walczących o dobro dzieci!) niektórzy nauczyciele ("darmozjady") mogliby zapomnieć, że zbliża się TEN CZAS.

Rząd sprawnie zorganizował farmy trolli atakujących z zaciekłością wytrychami, generalizacjami, sloganami każdy publiczny wpis nauczycielski. Zupełnie bezkarnie (przy milczącej akceptacji świętej słuszności potulnie beczącej części społeczeństwa i nieudolności moderatorów serwisów społecznościowych, w praktyce nieradzących sobie ze zgłoszeniami #HateSpeach i #FakeNews) pojawiły się napastliwe sformułowania, podchwytywane później w parodii dyskursu społecznego. Grzmiały wpisy na Twitterze i Facebooku: niech się zwolnią, nygusy, fujary, lapety (nie wiem co to), nieroby i terroryści. Tarzaliśmy się wszyscy w bagnienku wulgaryzmów. Głos publiki oznajmił, że wzięliśmy uczniów na zakładników, że jesteśmy rozwydrzeni i roszczeniowi, nie dbamy o potrzeby uczniów, a to przecież nasza misja i dla misji i wobec misji i z misją powinniśmy pracować, biorąc za wzór z marszałka sejmu Stanisława Karczewskiego, który misją się karmił od zawsze w swoich działaniach (wkładał ją do garnka, opłacał czynsz, kupował za nią ubrania, dbał nią o rodzinę). Misja tego pana ma większą wartość, niż moja. Nijak się ma wycenienie jego misji na 20 tysięcy miesięcznie (z moich podatków) wobec mojej marnizny, niemalże pseudo-misji, ledwie 2,7k (lub, jak w "swym świecie" chce to widzieć Prezydent: niewiele ponad trzy tysiące). Widocznie nie potrafię owej misji skrystalizować, by zasłużyła na pełną nagrodę społeczeństwa.

W telewizji zainicjowano serię wywiadów gadających głów, zdaniem których: a) PO nie dawało podwyżek, b) strajk jest na złość rządowi i to jeszcze motywowany politycznie, bo przed eurowyborami, a nauczyciele ukrywają swoje prawdziwe dochody, bo przecież średnie wynagrodzenie wynosi... i tu można było sobie w zależności od dnia wstawić kwoty zawsze z kosmosu, ale im bardziej absurdalne, tym lepiej ("Stacking cards"), c) przecież dorabiają na nieopodatkowanych korepetycjach, więc to z gruntu kombinatorzy, lawiranci i cwaniacy, d) przez te ich nieuctwo trzeba dzieci douczać, co spada na przemęczonych rodziców, a potem cynicznie biorą jeszcze za to kasę (korki), e) potopić lub inaczej ukarać, bo nie wypełniają swoich OBOWIĄZKÓW.

Proces "budowania wroga" przebiegał w takim tempie, że w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy te ukryte zdolności były w ludziach od zawsze i tylko czekały, by ujawnić się w pełnej krasie. W wielkim sprawdzianie z odporności na populizm, demagogię, perswazję i manipulację naród, który uczył się, jak wytrwać podczas rozbiorów, drugiej wojny, komuny - nie zdał testu. Stworzono klasyczne struktury językowe:
- depersonalizujące/odzwierzęce (pasożyty, barany, pluskwy, grzanie się w bagienku, wszy społeczeństwa, dzicz, stado baranów, robactwo)
- będące nazwami wykonawców czynności (terroryści, nierób, leser, kombinator)
- nazwy nosicieli cech (oszołomy, lenie, leserzy)
- neologizmy (lapety, pazernoty, ciamajdany, opętańce)
- pejoratywne dialektyzmy (pachoły, lebry)
- ironiczne peryfrazy (kreują się na ofiary, odstawiający lamenty, jęczą, mydlenie oczu)
- aluzje (odpady pokomunistyczne, pachołki bolszewickie, koślawa masoneria, pomniejsi zbrodniarze, Wermacht, zdrajcy, łamistrajki, na Sybir i do łagrów, dezerterzy, kapitulacja, okupanci szkół)
- wulgaryzmy/brutalizmy (dupy im rosną)

Działania owe spełniły swoje zadanie podwójnie, co było upokarzające podwójnie. Zarówno spolaryzowano społeczeństwo, wskazano im WSZECH-WINNEGO, jak i doprowadzono do przejęcia w komunikacie publicznym zwrotów i narracji agresji, co wkroczyło, z ubolewaniem i wstydem przyznać trzeba, również do przestrzeni objętych strajkiem. Niestrajkujących nazywano "łamistrajkami", zdarzały się dokuczliwe uszczypliwości, komentarze (ale nawet pogarda, piętnowanie). Druga strona nie pozostawała dłużna, gdyż dla nich strajkujący byli "pachołami Broniarza", "ofiarami manipulacji politycznej", a strajkowanie określane było mianem "sprzeniewierzeniem się idei i misji nauczyciela" oraz "laksyzmem moralnym" (tak, też musiałam sprawdzić: "postawa, według której wszelka wątpliwość co do obowiązywalności prawa stanowi wystarczającą podstawę do usprawiedliwienia postępowania niezgodnego z tym prawem", czyli jednym zdaniem zachowanie niemoralne). Doszła do tego retoryka wojny ("zakładnicy", "strony konfliktu", "stanie na barykadzie strajku", "kapitulacja") w dyskursie publicznym, a zdesperowanych rodziców, bombardowanych postprawdą, którzy nie wiedzieli, jak zrozumieć świat bez miejsca, do którego można posłać dziecko, podburzono do tego stopnia, że skutkiem były ataki na nauczycieli - początkowo słowne, cyfrowe, ale szybko przeniesione "świętym oburzeniem" na ulice, gdzie odmawiano usług publicznych, wyzywano publicznie (szczególnie w małych miastach i na wsiach, w których przekaz medialny przyjmowano z jedynego słusznego źródła). I oto chyba chodziło: żebyśmy się wszyscy żarli i dusili w tym wspólnym hejto-kociołku. I tak kisiliśmy się przez trzy tygodnie.

Skutek: polaryzacja społeczeństwa, deprecjonowanie nielubianej grupy, podburzanie poprzez atakowanie jednostek i implikowanie im tajnych celów - teorie spiskowe, generalizacja (po co rozumieć sens, jak wystarczy powtarzać hasło?).
Cel: temat zastępczy, sloganowość (wszyscy są włączeni w dyskurs, bo kopiują hasła i myślą, że dzięki temu prezentują argumenty), zakrzyczenie cichaczem wprowadzonych zmian w prawie (OFE, sędziowie)

Z czego wynikała ta podatność tłumu, zapytacie? Też pytałam samą siebie, czy to dlatego, że po raz pierwszy niemalże całe środowisko, cała grupa zawodowa stała murem za sobą i ludzie (rodzice, dziadkowie, uczniowie) potraktowali to jako atak na siebie? Czy pokutuje w społeczeństwie stereotyp posłusznego guwernera, będącego wiecznie na posyłki, zależnego od łaski pana, który dysponować może losem swej własności (od razu mam przed oczami Dunię Dostojewskiego i Andrzeja Radka Żeromskiego)? Czy może obraz siłaczki, tak przecież wyszydzonej już w modernizmie (znów Żeromski, ale nie tylko z Bozowską, ale i Kawką)? Czy może opłacany z publicznych środków pracownik ma niepisany obowiązek być posłusznym, bo jest "służbą" publiczną "na łasce" i jak pielęgniarce nie wolno mu odejść od łóżka chorego, gdyż to "godzi w jego moralność"? Możliwe, że w kraju, w którym wszyscy znają się na edukacji i wiedzą, jak uczyć lepiej, protest nauczycieli to wystąpienie przeciwko "tradycji" (uświęconej, gdyż nawet arcybiskup Głódź grzmiał w tym temacie o sprzeniewierzeniu i złamaniu zaufania społecznego - aż mi się skojarzył Edek przeginający Eugeniusza w perwersyjnym tangu). A może po prostu nie wiemy, jak strajkować? Ostatnie dłuższe protesty, dotkliwe (a przecież takim powinien być strajk) i masowe (brak analogii we współczesnej historii) były walką, były o życie, o praworządność, demokrację (tłumione gwałtownie przez UB, z barykadami, zamieszkami, gdzie łamistrajk był najczęściej jednocześnie donosicielem, więc z zasady należało go nienawidzić). Czy potrafimy strajkować w czasie pokoju? Wiemy, czego się spodziewać ze strony tych, którzy do strajku nie będą chcieli dopuścić? Wynika z tego, że nie.

Gdy kolejni "eksperci" zaczęli się cichaczem wycofywać z manipulacji dotyczących wysokości zarobków, zaczęto promować wyśmiewanie wszystkich "nauczycielskich wygód i przywilejów", oczywiście przekazywanych w odpowiednim uproszczeniu. Armia trolli atakowała 18 godzinami i nieróbstwem, trzema (!) miesiącami wakacji, feriami, świętami, dodatkami, motywacyjnym, ochroną prawną (!), podkreślając jednocześnie służalczość strajkujących względem przywódców Związku Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych, którzy (oczywiście!) są na sznurku "wrogiego względem rządu obozu politycznego", bo to twórcy "ciamajdanu", czyli "sługusy PO", bo "za PO nauczyciele nie strajkowali, a nic nie dostali", co wszystko miało wyjaśniać. Proste.

Paweł Lęcki pisze:
"Nauczyciele strajkowali również za poprzedniej władzy, która jednocześnie dała nauczycielom najwyższe podwyżki, choć później zamroziła wzrosty. Nikt nie słuchał za bardzo nauczycieli, gdyż strajkowali pod postacią flag na budynkach szkoły i demonstracji głównie w czasie wolnym od zajęć, żeby nie naruszać za bardzo procesu edukacji. Nikt się nie liczył z takim protestem. W tej chwili, poza najniższym stosunkiem wysokości pensji nauczycieli do średniej pensji krajowej, doszła fatalna reforma edukacji. Nauczyciele nie wytrzymali. I trudno się dziwić.
Większość strajkujących nie należy do związków zawodowych. Związki zawodowe potrzebne są dla legalności strajku."
Poziom bełkotu i bezsensu w przekazie publicznym sprowokował dwa pozytywne czynniki. Po pierwsze w dyskurs włączyli się uczniowie i rodzice, którzy zrozumieli, że to właśnie nauczyciele potrzebują w tym konflikcie wsparcia. Organizowane przez "Protest z wykrzyknikiem" (ale głównie przez spontanicznie skrzykujących się ludzi w mediach społecznościowych) wiece poparcia, happeningi, przynoszenie poczęstunku nauczycielom, wypisywanie haseł wsparcia przed szkołami i operowanie nośną symbolika (szczególnie sparafrazowaną fraszką Sztaudyngera obecną nomen omen w arkuszu tegorocznych gimnazjalistów) przyczyniły się do wzrostu zaniepokojenia rządu, co skutkowało zdwojeniem personalnych ataków na przywódców, na nauczycielstwo i na nieróbstwo i leserstwo w ogóle.

Po drugie - moim zdaniem ważniejsze - sami nauczyciele zaczęli się odzywać, używając znanego im oręża: słowa. Piękno słowa przytłumiło bełkot, onieśmielało trolli kopiujących bezkrytycznie przygotowane przez "jednomyślność" formułki, zmusiło do zastanowienia krzykaczy, zdumiało statystycznych Polaków, gdy uświadomili sobie, że nauczyciele ad hoc potrafią napisać tekst, którego przeczytanie wymaga kilkukrotnego użycia pokrętła w myszce. Paweł Lęcki pisał felietony, lub razem z Dariuszem Martynowiczem tworzył artykuły-odezwy. Mnie samą uwierało niezrozumienie pojęć i zasad, dlatego podjęłam się wyjaśniania sprawy ze strony prawnej. Głos nauczycieli przebił się do mediów i uznano nawet, że warto posłuchać ich opinii w debacie na antenie (obok Darka Martynowicza i Jarosława Szulskiego usiedli profesor Jakub Brdulak oraz Wojciech Starzyński - prezes fundacji "Rodzice Szkole", przedstawiający stanowisko Prezydenta i rządu). Nauczyciele Roku postanowili pisać petycje, akcję nagłaśniał m.in. fanpage Superbelfrów RP. W finale orgii hejtu do strony piętnującej absurd nagonki dołączył jeszcze felietonista Jacek Dehnel, który we właściwym sobie poetyckim stylu skomentował trolling twitterowy. Najtrudniej było jednak rozstrzygnąć, z której strony docierają prawdziwe informacje. Powielane #FakeNewsy przenikały niepostrzeżenie również na konta strajkujących nauczycieli, co - choć doprowadziło do chaosu informacyjnego - zmusiło również użytkowników sieci do przymusowego wykształcenia umiejętności crosscheckingu, dzięki czemu zweryfikowano (choć dopiero po ponad tygodniu) dostawców informacji rzetelnych (np. OKOPress, Głos Nauczycielski albo Gazeta Strajkowa - w tej ostatniej raczej bieżące, niekoniecznie rzetelne, bo podszyte zbyt dużą dawką emocjonalną), w odróżnieniu do gąbek manipulacyjnych.

Kolejnym posunięciem rządu było wprawienie po raz kolejny w zdumienie społeczeństwa, jak sprawnie idzie procedowanie zmian prawnych, a droga legislacyjna zostaje uproszczona do tego stopnia, że nic, tylko zmieniać, zmieniać. Okazało się, że można napisać ustawę na kolanie i zagrać wszystkim na nosie, ośmieszając emocjonalnie zaangażowanych w strajk ludzi, którzy z dnia na dzień czuli się psychicznie coraz bardziej podle. Sprawność rządu stała w jawnej sprzeczności z niesprawnością negocjacji, co również wykorzystywano przeciwko strajkującym, określając ich (!) mianem "zatwardziałej strony" (znów depersonalizacja). Przypominało mi to tworzenie objazdów poboczem pomimo barykad, wydeptywanie ścieżek pomimo istnienia chodników, przejeżdżania obok szlabanów kolejowych. Zbliżające się egzaminy stwarzały niebezpieczeństwo, że zabraknie osób do komisji nadzorujących (szlaban, wydawałoby się, nieprzekraczalny). Niepotrzebne lęki: 10 kwietnia MAZ podpisuje (przygotowane zawczasu już 2 kwietnia) rozporządzenie odnośnie składu zespołów nadzorujących, pozwalające na zwiększenie liczby osób przypadających na jednego nadzorującego. Społeczeństwo zaciera ręce: cieszą się, jakby udało się wykiwać największego, znienawidzonego publicznie wroga, zagrać na nosie, kopnąć i uciec, by patrzeć, jak wije się z bólu. Egzaminy, pilnowane przez ludzi z łapanki, miały dużo uchybień proceduralnych, ale co tam - odbyły się. Odhaczone (czytaj: nauczyciele zaliczyli kopniak w zęby).

Matury, to jednak większe wyzwanie, więc znów rząd zabrał się do pracy "ekspresowej i ekstraordynaryjnej", by zmienić prawo oświatowe odnośnie... klasyfikowania. Upartych nauczycieli i dyrektorów może teraz zastąpić przedstawiciel samorządu terytorialnego (burmistrz, wójt, prezydent).

Osobna wojna dezinformacyjna prowadzona była na Twitterze, czyli portalu społecznościowym wykorzystywanym intencjonalnie przez polskich użytkowników, nieświadomych w zakresie metod sterowania nastrojami społecznymi dzięki hasztagom i algorytmom (większość średnio obeznanej w temacie publiki manipulację przy pomocy portali społecznościowych odnosi głównie do sprawy Zuckerberga i głośnego procesu żonglowania danymi, a nie do siły botów i trolli na Twitterze). Manipulacja miała dwa oblicza - #FakeNews i #InfoSzum. Pierwsze łatwiej zweryfikować i tylko irytują, szczególnie jeśli uświadomić sobie, że ktoś na farmie trolli zarabia za każdy opublikowany komentarz, reakcję i wywoływanie "gównoburzy". Drugie to novum: uważny odbiorca treści dostrzeże, że są powielaną bezkrytycznie kopią (podobny zabieg stosowało Ordo Iuris i ONR w zastraszaniu szkół organizujących Tęczowy Piątek, gdy przesyłano uprzednio precyzyjnie przygotowane posty). W tym przypadku są to posty nieudolne i moim zdaniem tylko z pozoru mają sprawiać wrażenie, że ktoś nie potrafi trollować. W mojej opinii jest to konieczność wywołania szumu, zakłóceń komunikatów właściwych. Jeśli ktoś wie, jak działają hasztagi na Twitterze i chciałby pozyskać najnowsze informacje w danym temacie, będzie szedł najprostszą drogą: wpisze w wyszukiwanie hasztag lub słowo kluczowe, kliknie "Najnowsze", a tam... pełno śmieci, nie wiadomo w końcu w tym natłoku, co jest prawdą. Kolejnym krokiem jest próbowanie przedarcia się w poszukiwaniu przez "Najpopularniejsze", a tam... najwięcej komentarzy mają jawnie wyróżniające się posty trolli, pod którymi każdy, ale to każdy (powodowany świętym obowiązkiem wskazywania ich fikcyjności) musi wygłosić kazania umoralniające lub opisać poziom swego wzburzenia. Tym sposobem fejkowe wpisy, będące widomie fejkowe i celowo zaśmiecające wątek, stają się najpopularniejszymi - o ironio!

Mam mieszane uczucia względem oceny źródła powstawania tych postów. Z jednej strony może być to obóz rządzący, który inicjuje owe działania w celu uniemożliwiania szybkiego dotarcia do komunikatów publikowanych nie tylko przez strajkujących (relacje, opinie, zdjęcia wsparcia), ale i od autorytetów wspierających strajk (rektorów uczelni wyższych, artystów, naukowców). Ale... z drugiej strony opozycji również zależałoby na ośmieszeniu obozu rządzącego, przypisując im nieudolność w tworzeniu dezinformacji (desperację, chaos, banał i tandetę, nieobeznanie z działaniem mediów cyfrowych). Miałoby to być z jednej strony dowodem na panikę opornych rządzących, z drugiej wykpienie ich powierzchownej wiedzy, czym niewątpliwie w tych samych kategoriach są np. "paski" w TVP. Niejasne, mimo to jest to gra o sumie zerowej, win-win, ale tylko w odniesieniu do głównych rozgrywających, a zawsze przegrywającymi pionkami na planszy gry jesteśmy my - konsumenci informacji.

Na koniec zostały jeszcze igrzyska, bo tego przecież pragnie zmanipulowany tłum: chleba i igrzysk. Reprezentantów do stadionowego "Okrągłego Stołu" wybrano tych, których należało wybrać. Przedyskutowano pod dyktando to, co należało zatwierdzić, podobnie jak uchylone votum nieufności dla MAZ, którą "obroniono" w sejmie, debatując o 2 nad ranem, bo należało ją obronić. Ostatnie spotkanie w Centrum Dialogu Społecznego skończyło się zawieszeniem strajku, falą drwin.
Rechot historii.

Wnioski

Skutek aroganckiej postawy rządu:
- ponad 2 miliony niezrealizowanych godzin lekcyjnych,
- kilka milionów uczniów nierealizujących obowiązku szkolnego
- zniszczenie wizerunku nauczyciela poprzez uprawomocnienie mowy nienawiści i postprawdy w mediach publicznych
- antagonizowanie, polaryzowanie społeczeństwa
- postawienie dyrektorów w moralnie dwuznacznej sytuacji
- porównanie strajkujących nauczycieli do Wehrmachtu
- ukazanie w praktyce, że interesy partyjne są ważniejsze od dobra społecznego
- reagowanie na protest nauczycieli wątpliwymi pod względem prawnym regulacjami, zatwierdzanymi w pośpiechu przy braku wymaganych konsultacji w odniesieniu do aktualnego rocznika, wprowadzanych w trakcie roku szkolnego bez procedury przygotowawczej
- wprowadzenie zagrożenia wobec danych osobowych uczniów - uproszczenie procedury zatrudnienia osób nadzorujących egzaminy, od których nie wymaga się np. orzeczenia o niekaralności
- zezwolenie na dezinformację, zgoda na szerzenie propagandy

Strajk dla nauczycieli to:
- wielkie poparcie społeczne
- niespotykana dotąd w kraju integracja środowiska zawodowego nauczycieli i pracowników oświaty
- powstanie inicjatyw oddolnych w postaci MKSów oraz innych podobnych struktur, w działanie których angażowali się również rodzice, uczniowie, środowiska akademickie, prawnicy, artyści
- przekształcenie strajku w debatę o kształcie i przyszłości polskiej edukacji
- uświadomienie społeczeństwu, na czym polegają codzienne obowiązki pracowników szkoły.

W odczuciu wielu nauczycieli decyzja o zawieszeniu strajku:
- została podjęta bez porozumienia z organami terytorialnymi, nie zasięgnięto opinii, nie zebrano głosów nauczycieli niezrzeszonych, którzy spontanicznie od początku strajku wspierali go;
- nie podano uzasadnienia decyzji ogłoszonej w mediach odnośnie zawieszenia strajku
- nie włączono do działań mediatorów, którzy mogliby być może złagodzić zaogniający się konflikt na linii strajkujący-rząd
- nie powołano odpowiednich organów zarządzających mediami, w wyniku czego doprowadzono do rozprzestrzeniania się fake-news i komentarzy trolli, wprowadzających dezinformację, szkalujących i podważających kompetencje nauczycieli
- strajkowe organy decyzyjne nie zadbały o jedność i spójność przekazu w trakcie protestu zarówno odnośnie komentowania zdarzeń bieżących (kontakty z mediami, rodzicami, środowiskiem), jak i zachowania kultury strajku
- nie podjęto działań prowadzących do interwencji instytucji unijnych odnośnie naginania praw grupy społecznej oraz dokonywanych w pośpiechu zmian prawa o wątpliwej rzetelności legislacyjnej
- brak wsparcia dla osób szkalowanych z powodu podjęcia strajku lub w przypadku odstąpienia odeń
- brak wyjaśnienia, w jakim stopniu Międzyszkolny Komitet Strajkowy oraz przedstawiciele innych związków byli zaangażowani w podjęcie decyzji o zawieszeniu strajku

Skutek zawieszenia strajku dla nauczycieli:
- rozczarowanie wobec władz związków zawodowych
- utrata zaufania wobec władz związków zawodowych traktujących strajkujących nauczycieli przedmiotowo w zetknięciu z napięciem społecznym
- poczucie bezsensowności zaangażowania w protest społeczny
- niewiara w skuteczność działania związków zawodowych
- niechęć do włączenia w akcję strajkową proponowaną na wrzesień 2019
- poczucie oszukania
- depresja
- gniew
- bezsilność


Postulaty, by jakikolwiek kolejny protest będzie, został przeprowadzony z uwzględnieniem:

- rzetelnej organizacji komunikacji między szkołami, instytucjami (przygotowanie i przetestowanie kanałów komunikacyjnych, obranie w szkolnych komitetach mediatorów, system wsparcia przesyłu komunikatów między szkołami i regionami)
- powołania reprezentantów, którzy w razie nacisków medialnych, społecznych, rządowych, będą w stanie zapewnić sobie odpowiednie zastępstwo oraz/lub wsparcie prawne
- opracowania spójnej strategii reagowania odnośnie zmian (np. przyjęcie jednolitego frontu wobec decyzji ws. procedur szkolnych)
- opracowania spójnego harmonogramu działań społecznych (np. demonstracji, hasztagu w mediach społecznościowych, wzoru znaku protestacyjnego, haseł wykorzystywanych w demonstracjach)
- ustalenia, jak publicznie przedstawiane będzie zaangażowanie inicjatyw oddolnych w protest oraz jakie zostanie udzielone wsparcie tego typu spontanicznym inicjatywom
- powołania strajkowego rzecznika prasowego
- prowadzenia rzeczowej kampanii informacyjnej, zwłaszcza unikania generalizacji i uproszczeń w procesie informowania o obowiązkach i warunkach zatrudnienia nauczycieli
- kategorycznego zapobiegania sytuacjom, w których jeden reprezentant związków zawodowych przyjmuje warunki proponowane przez rząd, a inni nie (potrzebne regulacje prawne w tym zakresie, np. porozumienie podpisane wcześniej przez przedstawicieli)
- przygotowania dla nauczycieli poradnika strajkowego (jak rozmawiać z oponentami, jakich sformułowań używać w przestrzeni cyfrowej, jak rozpoznać trolling, jak odnosić się do osób niestrajkujących, jak się wspierać, gdzie szukać rzetelnych informacji)
- nawiązania współpracy z psychiatrami w celu prowadzenia w szkołach zajęć wspierających strajkujących, szczególnie odnośnie radzenia sobie z nagonką społeczną, szkalowaniem, generalizacjami, manipulacją
- nawiązania współpracy z dyżurną kancelarią prawną, udzielającą rzeczowych odpowiedzi w kwestiach proceduralnych

Moje marzenie

Współcześnie strajkujący powinni być inni (nie przekładać wzorów ze strajku np. w stoczni na dzisiejszy sposób protestowania). Powinni umieć nie oceniać, a podawać rękę tym, którzy na wszystko z różnych powodów nie mają odwagi się zgodzić. Dzięki tej ręce-życzliwości pokazuje się niestrajkującym, że czeka na nich miejsce, że są potrzebni.
Dzielenie grupy na swoich i "wrogów" jest pierwszym krokiem ku piętnowaniu, ostracyzmowi i mowie nienawiści. Tą nienawiścią syci się właściwy przeciwnik, któremu pozostaje po prostu stanąć z boku i poczekać, aż się wszyscy pozagryzają.
Właśnie taki spektakl mieliśmy przez trzy tygodnie przed oczami.

Na koniec przestroga i prośba:



2 komentarze:

  1. Och - świetne! Doskonałe opracowanie tych dni. Jakbym nas widział...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dr Агбазара-świetny człowiek, ten lekarz pomoże mi odzyskać mojego kochanka Jenny Williams, który zerwał ze mną 2 lata temu z jego potężnym zaklęciem, i dzisiaj wróciła do mnie, więc jeśli potrzebujesz pomocy, skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwoń / WhatsApp +2348104102662. I rozwiąż swój problem jak ja.

    OdpowiedzUsuń