czwartek, 24 lutego 2022

Moc Słowa

"Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało." [J 1, 1-3]

Bogiem jest więc Słowodzierżca, bo słowem nazywa rzeczywistość, czyli kreuje ją i w imię słowa przekształca. Dzierżący Słowo może więc stanowić o wykładni świata, a słuchający słowa tworzą przy jego pomocy alternatywę składowych rzeczywistości.

Na początku niewinne Słowo, może się niepostrzeżenie rozrosnąć do Słowa-broni, Słowa-oręża, Słowa-tarczy. Im więcej dzierżących dane słowo, które przecież sto razy powtórzone staje się prawdą, tym silniej w imię Słowa można zanegować to, czego dotąd nie było potrzeby podważać, a co nawet, paradoksalnie, w założeniu pierwszego użycia Słowa nigdy nie było tego Słowa celem.

Czyżby więc najmłodszy z ewangelistów w pierwszych słowach stworzył definicję manipulacji? Czyżby przewidział, że niewinne słowa publicznych wypowiedzi Jezusa szybko wykorzystane zostaną jako oręż dla partykularnych interesów? Czyżby zdradził brzydką prawdę, że Słowem można przymusić do nowych zachowań?


[Rys. Gordon Allport, Scale of Prejudice and Discrimination (piramida nienawiści), 1954]

Sprawdźmy więc:

niedziela, 13 lutego 2022

Poszukiwania w "Lalce"

 Jeśli miałabym nadać podtytuł inscenizacji "Lalki" w reżyserii Wojtka Klemma, byłaby to "Podskórność" albo "Odbicia". Zacznijmy jednak od wydobywania się.

Błąkając się bez celu, wszedł między dwa sznury zapasowych wagonów. Przez chwilę nie wiedział: dokąd iść? — i nagle doznał halucynacji. Zdawało mu się, że stoi we wnętrzu ogromnej wieży, która zawaliła się nie wydawszy łoskotu. Nie zabiła go, ale otoczyła ze wszystkich stron wałem gruzów, spośród których nie mógł się wydostać. Nie było wyjścia!…
Jednym z ważniejszych dla mnie ciągów symbolicznych jest połączenie wydobywania się Wokulskiego z piwniczki winiarni Hopfera pomimo braku drabiny, z jego życiowym wdrapywaniem się po zbyt wielu drabinach i finałowe osaczenie w tunelu wagonów w pobliżu Skierniewic połączone z obłąkańczym marszem torowiskiem - niby obaloną drabiną. Z piwnicy samotności do samotności w wieży szaleństwa. I ta muzyka w jego głowie na kilka chwil przed próbą samobójczą - inwokacja z "Roberta Diabła".

Dziwne było jego pożegnanie ze sklepem; pamiętam to, bo sam po niego przyszedłem. Hopfera ucałował, a następnie zeszedł do piwnicy uściskać Machalskiego, gdzie zatrzymał się kilka minut. Siedząc na krześle w jadalnym pokoju słyszałem jakiś hałas, śmiechy chłopców i gości, alem nie podejrzywał figla.

Naraz (otwór prowadzący do lochu był w tej samej izbie) widzę, że z piwnicy wydobywa się para czerwonych rąk. Ręce te opierają się o podłogę i tuż za nimi ukazuje się głowa Stacha raz i drugi. Goście i chłopcy w śmiech.

— Aha — zawołał jeden stołownik — widzisz, jak trudno bez schodów wyjść z piwnicy? A tobie zachciewa się od razu skoczyć ze sklepu do uniwersytetu!… Wyjdźże, kiedyś taki mądry…

Stach z głębi znowu wysunął ręce, znowu chwycił się za krawędź otworu i wydźwignął się do połowy ciała. Myślałem, że mu krew tryśnie z policzków.

— Jak on się wydobywa… Pysznie się wydobywa!… — zawołał drugi stołownik.

Stach zaczepił nogą o podłogę i po chwili był już w pokoju. Nie rozgniewał się, ale też nie podał ręki żadnemu koledze, tylko zabrał swój tłomoczek i szedł ku drzwiom.

— Cóż to, nie żegnasz się z gośćmi, panie doktór!… — wołali za nim stołownicy Hopfera.

Szliśmy przez ulicę nie mówiąc do siebie. Stach przygryzał wargi, a mnie już wówczas przyszło na myśl, że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia, które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat.

Proroczy wypadek!… bo i do dziś dnia Stach ciągle tylko wydobywa się na wierzch. I Bóg wie, co by dla kraju mógł zrobić taki jak on człowiek, gdyby na każdym kroku nie usuwano mu schodów, a on nie musiał tracić czasu i sił na samo wydzieranie się do nowych stanowisk.

Fot. Michał Ramus © Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie  https://teatrwkrakowie.pl/galeria/lalka