Jeśli miałabym nadać podtytuł inscenizacji "Lalki" w reżyserii Wojtka Klemma, byłaby to "Podskórność" albo "Odbicia". Zacznijmy jednak od wydobywania się.
Błąkając się bez celu, wszedł między dwa sznury zapasowych wagonów. Przez chwilę nie wiedział: dokąd iść? — i nagle doznał halucynacji. Zdawało mu się, że stoi we wnętrzu ogromnej wieży, która zawaliła się nie wydawszy łoskotu. Nie zabiła go, ale otoczyła ze wszystkich stron wałem gruzów, spośród których nie mógł się wydostać. Nie było wyjścia!…Jednym z ważniejszych dla mnie ciągów symbolicznych jest połączenie wydobywania się Wokulskiego z piwniczki winiarni Hopfera pomimo braku drabiny, z jego życiowym wdrapywaniem się po zbyt wielu drabinach i finałowe osaczenie w tunelu wagonów w pobliżu Skierniewic połączone z obłąkańczym marszem torowiskiem - niby obaloną drabiną. Z piwnicy samotności do samotności w wieży szaleństwa. I ta muzyka w jego głowie na kilka chwil przed próbą samobójczą - inwokacja z "Roberta Diabła".
Dziwne było jego pożegnanie ze sklepem; pamiętam to, bo sam po niego przyszedłem. Hopfera ucałował, a następnie zeszedł do piwnicy uściskać Machalskiego, gdzie zatrzymał się kilka minut. Siedząc na krześle w jadalnym pokoju słyszałem jakiś hałas, śmiechy chłopców i gości, alem nie podejrzywał figla.
Naraz (otwór prowadzący do lochu był w tej samej izbie) widzę, że z piwnicy wydobywa się para czerwonych rąk. Ręce te opierają się o podłogę i tuż za nimi ukazuje się głowa Stacha raz i drugi. Goście i chłopcy w śmiech.
— Aha — zawołał jeden stołownik — widzisz, jak trudno bez schodów wyjść z piwnicy? A tobie zachciewa się od razu skoczyć ze sklepu do uniwersytetu!… Wyjdźże, kiedyś taki mądry…
Stach z głębi znowu wysunął ręce, znowu chwycił się za krawędź otworu i wydźwignął się do połowy ciała. Myślałem, że mu krew tryśnie z policzków.
— Jak on się wydobywa… Pysznie się wydobywa!… — zawołał drugi stołownik.
Stach zaczepił nogą o podłogę i po chwili był już w pokoju. Nie rozgniewał się, ale też nie podał ręki żadnemu koledze, tylko zabrał swój tłomoczek i szedł ku drzwiom.
— Cóż to, nie żegnasz się z gośćmi, panie doktór!… — wołali za nim stołownicy Hopfera.
Szliśmy przez ulicę nie mówiąc do siebie. Stach przygryzał wargi, a mnie już wówczas przyszło na myśl, że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia, które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat.
Proroczy wypadek!… bo i do dziś dnia Stach ciągle tylko wydobywa się na wierzch. I Bóg wie, co by dla kraju mógł zrobić taki jak on człowiek, gdyby na każdym kroku nie usuwano mu schodów, a on nie musiał tracić czasu i sił na samo wydzieranie się do nowych stanowisk.
Fot. Michał Ramus © Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie https://teatrwkrakowie.pl/galeria/lalka |
W spektaklu wydobywanie dotyczy większości postaci. Znamienny jest jednak początek - widz sądzi, że widzi Wokulskiego, a to... Rzecki wydobywa się na scenę. Dopiero później, zastanawiając się nad tą sekwencją, przyszło mi na myśl, że w tym świecie właśnie dlatego Rzecki jest Panem Chimerą.
- Stary romantyku!... stary romantyku!... - mówił. - Chwytasz się za głowę, bo w twojej chorej wyobraźni ciągle jeszcze pokutuje chimera idealnej miłości, kobiety z anielską duszą... Takich jest ledwie jedna na dziesięć, więc masz dziewięć przeciw jednemu, że na taką nie trafisz. A chcesz poznać normę?..: więc rozejrzyj się w stosunkach ludzkich. Albo mężczyzna jak kogut uwija się między kilkunastoma kurami, albo kobieta, jak wilczyca w lutym, wabi za sobą całą zgraję ogłupiałych wilków czy psów... I powiadam ci, że nie ma nic bardziej upadlającego jak ściganie się w takiej gromadzie, jak zależność od wilczycy... W tym stosunku traci się majątek, zdrowie, serce, energię, a w końcu i rozum... Hańba temu, kto nie potrafi wydobyć się z podobnego błota!Podobnie jest z innymi postaciami - odbitymi w sobie, migotliwymi, w których tyleż samo jest tych, co innych, jak gdyby nie potrafili być sobą, a musieli wpisywać się w schematy. To postacie o wielu twarzach. Kazimiera Wąsowska vel. Felicja Janocka jest uwięziona w konwenansach mimo pozornego wyemancypowania (tak sztuczna, że Ochocki dubluje w spektaklu scenę, pokazując, jak niewiele znaczy jej pozorna niezależność i lekceważenie na pokaz regulacji jej sfery, które w sytuacjach kryzysowych natychmiast wykorzystuje jako obronę, choć nimi pogardza).
Julian Ochocki vel. Hannibal Escabeau znów jest odbiciem i obnażeniem tej postaci. Pomimo zapatrzenia w fantastyczne pomysły machin latających, Ochocki chciałby, jak wytwórca amunicji, po prostu móc zarabiać na swoich wynalazkach. W finale widzimy go oszalałego, wykrzykującego ciągle "Ludzie, ludzie!", co skojarzyło mi się z uwięzieniem i presją. Podobnie "migotliwy" Książę vel. Suzin, który wybiera twarz zależnie od okoliczności - odrzuca manierę arystokracji, gdy tylko zagrożony jest kapitał spółki. Starski czasami jest Geistem - oto przeskok myślowy! Czyż wizjonerzy i osoby skupione na swym celu nie mogą być w rzeczywistości tacy sami? Czy Geist, pracując nad metalem lżejszym od powietrza, myśli w swej pracowni przede wszystkim o dobru ludzkim, czy o sukcesie swego odkrycia?
Ciekawym zabiegiem jest stary i młody Szlangbaum na przemian. Jaka przykra konstatacja spójna z dylematem Gonzalo z "Trans-Atlantyku"! Czy możliwa jest Synczyzna, skoro ciągle jak magnes przyciąga Ojczyzna? Henryk wyrachowaniem i bezwzględnością przerośnie wzorce wytyczane przez jego ojca. Początkowo poszukujący mimikry w niemrawych ruchach i wypychany z tańca/ów marionetek, pod koniec to on narzucać będzie rytm podrygiwania. Początkowo zakręcony w dywan przez subiektów, na końcu tylko jego osoba zajmować będzie Szumana i Rzeckiego. Naprzeciw Henryka balansuje drugi wróg publiczny - Krzeszowska (zgodnie plują, gdy wymieniają jej tytuł lub nazwisko). Jakie to polskie - symbioza w nienawiści.
fot. Michał Ramus © Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie https://teatrwkrakowie.pl/galeria/lalka |
Najlepsze sceny:
Intymność, zwierzanie się podkreślane są zdejmowaniem odzieży (obnażyć się przed kimś) - i mój płacz i zaciśnięte dłonie w scenie Wokulskiego z Rzeckim. Ten pierwszy (grany przez Mateusza Janickiego, który wyglądał jak Tom Hardy w "Tabu"), Wokulski, to taki James Keziah Delaney, któremu jednak plan wziął w łeb. Ten drugi, Rzecki, obarczony pamięcią, nie potrafi się uwolnić od śmierci Katza. Uparcie powtarzane w lekturze "pamiętasz, Katz" zmienia twórca adaptacji Tomasz Cymerman na "pamiętam, Katz!", jakże dojmujące, gdy ogląda się wnętrze poranionego człowieka, któremu czas nie oszczędza na kolorze i wyrazistości strasznych wspomnień. Śmierć Rzeckiego jest równie poruszająca - oto Szuman skopuje romantyka ze sceny, prosto w rumowisko kartonów, z których tak nieudolnie wydobywał się na początku spektaklu. Muzyka już nie gra, nie ma żadnej nici-melodii, nawet marnej i nieskładnej, która mogłaby prowadzić przez życie.
Obudziłem się, łkając z żalu za moim dzieciństwem. Ktoś szarpał mnie za ramię.
Był to chłop, właściciel chaty. Podniósł mnie z grochowin i wskazując w stronę Katza mówił przerażony:
— Patrzcie no, panie wojak… Z nim się coś złego stało…
Porwał z komina łuczywo i zaświecił. Spojrzałem. Katz leżał na barłogu skurczony, z wystrzelonym pistoletem w ręku. Ogniste płatki przeleciały mi przed oczyma i zdaje mi się, żem zemdlał.
Mimo wszystko zabrakło mi osobnej sceny z marionetkami i Rzeckim (była, owszem, ale taka porozdzierana między monologami).
Kolejną poruszającą mnie sceną był monolog Wokulskiego w Paryżu odnośnie ewentualnego powrotu do Warszawy. Aranżacja sceny na kształt kabaretu przypomina mi mroczną wersję piosenki "Wokulski to wariat" w wykonaniu gdyńskiego Teatru Muzycznego. W spektaklu "Lalka" w reż. Wojtka Klemma marionerkowość dotyczy również podziwianego przez Wokulskiego organicyzmu, gdyż to tu zaczynają przebłyskiwać inne twarze "podwójnych" bohaterów. To tak, jakby wszędzie można było znaleźć baronowe, upodlone Stawskie, książąt o twarzach Suzinów i marzących o zarobku Ochockich.
Słucham, jak wykrzykuje fragmenty sonetu mickiewiczowskiego "Mówię z sobą…" (1826) oświetlony na czerwono, dyrygowany Geistem-Starskim-drag queen, wśród podrygującego tłumu:
„Ile ja to razy czytałem!…” — westchnął biorąc książkę do ręki. (...)„Zmarnowaliście życie moje… Zatruliście dwa pokolenia!… — szepnął. — Oto skutki waszych sentymentalnych poglądów na miłość.(...) Bo któż to miłość przedstawiał mi jako świętą tajemnicę? Kto nauczył mnie gardzić codziennymi kobietami, a szukać niepochwytnego ideału?… Miłość jest radością świata, słońcem życia, wesołą melodią w pustyni, a ty co z niej zrobiłeś?… Żałobny ołtarz, przed którym śpiewają się egzekwie nad zdeptanym sercem ludzkim!”Wtem nasunęło mu się pytanie:„Jeżeli poezja zatruła twoje życie, to któż zatruł ją samą? I dlaczego Mickiewicz, zamiast śmiać się i swawolić jak francuscy pieśniarze, umiał tylko tęsknić i rozpaczać?
Detale:
Przesunięcie sceny na widownię we fragmencie z Molinarim/Rossim (znów kontaminacja postaci i Rzecki z misją dostarczenia albumu, a do tego jeszcze sparodiowany w swym dylemacie Hamlet i marionetkowe klaski nas, czyli rzeczywistej widowni na czwartej ścianie, hmm?).
Dotknięcia dłoni koniuszkami palców.
Mówienie w kartonach na głowach (wspaniałe!, rewelacyjna metafora zarówno społecznej alienacji, ale również braku porozumienia).
Doskonała scena w kościele (ludzie-kukły, ołtarzyk w kredensie i pieniądze w zębach), a przede wszystkim scena - prototyp, szkielet, stelaż, jak ten prowizoryczny świat kukieł.
Fot. własne. |
Po antrakcie trochę za dużo jest spokojnych scen, dużo mówienia i zagubienia Wokulskiego. W finale Rzecki umiera, Wokulski znika, Ochocki wyjeżdża. "Kto zostanie?" - pyta Szuman, świeżo po odkryciu, jak dobrze, że jako Żyd ma wrodzoną zdolność zarabiania. Na scenie zostają:
Helena Stawska vel. Maria sterana życiem.
Węgiełek vel. Mraczewski spryciarz i grubianin w koszulce z husarią.
I oczywiście obleśny Starski.
[tak, tutaj zapadła cisza, wręcz wyczuwałam widownię porażoną stwierdzeniem Węgiełka: "Ja!"]
-------------------------
Zalecane:
Przypomnienie dot. bohaterów "Lalki" w serwisie Arkadiusza Żmija TUTAJ.
Treść lektury dostępna dzięki Wolnym Lekturom TUTAJ.
Szczegóły spektaklu.
------------------------
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz