piątek, 12 września 2014

Dwa pierwsze tygodnie z nową klasą

Czy to takie ważne? - wielu pomyśli. Po co tak się angażować? - inni dodadzą. Też zadałam sobie te pytania, głównie może dlatego, że wychowawczynią w szkole podstawowej jestem po raz pierwszy w życiu (a pracuję od 12 lat). Jest to dla mnie nowe, dziwne doświadczenie. Bo co innego jest prowadzić zajęcia z 10 - latkami (w czym też mam małą wprawę, czteroletnią), a co innego być wychowawcą.

Kontakt z chaosem

Pierwszy dzień jako wychowawczyni 4 klasy sp pozostawił mnie spoconą, wyczerpaną i zagubioną. To-jest-hardkor!, myślałam. Ile te dzieci mają pytań! Najzabawniejsze ciągle powracają w pamięci: "A jeśli będę w toalecie, to bus na mnie zaczeka, czy muszę sam biec na halę na wuef?", "Skąd nauczyciele wiedzą, kto zapowiedział sprawdzian?", "Co to znaczy 'multimedia'?", "Pani też wie, co to jest słit focia?", "Na przerwie też można o coś zapytać pana od przyrody?", "Kiedy można jeść śniadanie?", "Mogę jutro wieszać się na innym haku w szatni?", "A ta pani studentka będzie słuchać wszystkiego, co mówimy?", "Naprawdę?! Mogę zrobić zdjęcie tablicy telefonem? Na lekcji?!?". Trzy razy podczas lekcji wstawali i kreślili słonie i ósemki Dennisona, bo usiedzieć nie mogli (a tak się chichrali przy tym, że nie wyszło to wcale z sensem). Wiercą się, przesiadają, nie nauczyli się jeszcze, że warto czasem posłuchać, gdy ktoś zadaje mi pytanie (tak jakby dla zachowania prywatności mojej rozmowy z kimś pytającym celowo wytwarzali wtedy "zagłuszający szum").


Mówią coś śmiesznego, to i ja się śmieję, a oni wtedy zamiast się śmiać, to wytrzeszczają oczy. Wszystko ich cieszy: naklejki w ćwiczeniach, śmieszna dekoracja w sali, przekrzywiony kwiatek na parapecie, ciężarówka trąbiąca na ulicy, mylenie przez Wołodymira b i p, wylane picie ("bo się chyba ktoś posikał"), sala przyrodnicza (bo tam skamieliny), że są punkty, oceny, a nie literki i że któraś dziewczynka ma śmieszny strój na wuef. Pozapominali, na które lekcje mają iść do innej sali i wytarabaniali się z tą całą swoją menażerią po każdej lekcji na korytarz, a mediatorka szukała mnie, zdyszana, oczy jak 5 zł i do mnie: "Czy to teraz? Teraz mamy iść gdzie indziej??" No to ja spokojnie, że jeszcze nie, ona w te pędy do klasy, a oni z powrotem z tymi plecakami do środka. Z kolei, gdy się przenoszą do innej sali, zapominają spakować niepotrzebne rzeczy do plecaka - trudno im zrozumieć, że gdy ich nie ma, to w ich sali inna klasa ma lekcje. Potem szukają swoich rzeczy złożonych dla bezpieczeństwa na jedną ławkę i wytrzeszczają w panice oczy ("Ale gdzie jest moja teczka!!?"). Wtedy trzeba być, pomóc, wytłumaczyć. Podobnie, gdy idą na świetlicę - ich ciała idą, a plecaki "gdzieś" zostają. Sala nie ma gigantycznych rozmiarów, ale starałam się zrobić wszystko, by była przytulna, ciepła, W tym celu na ścianie wywiesiłam infografikę, to z zapałem tłumaczyli sobie nawzajem z angielskiego. Największymi zagadkami dnia były: o czym się uczy na etyce oraz jakie rodzaje soków będą w automacie. Ale organizacja klasowa na 6: wykupili połowę z dostawy bułek już na pierwszej przerwie, złożyli się chyba i jeden poleciał hurtem :)

Przydzielanie funkcji, czyli ogarnianie chaosu

Kilka wieczorów zeszło mi na obmyślaniu, jak sprawić, by trochę ułatwić czwartoklasistom zrozumienie nowego dla nich systemu uczenia się. Poprzednia wychowawczyni dużo mi pomogła w poznaniu charakteru każdego z nich, jednak to nie rozwiązało najważniejszej sprawy - sprawienia, by przyjmowali postawę "ukierunkowanego na naukę" działania. Wyglądało to mniej więcej tak samo na każdej lekcji w pierwszych dwóch tygodniach: nauczyciel wchodził na lekcję, a 99% uczniów mojej klasy w ogóle go nie zauważało. Dziewczyny w najlepsze wyplatały z gumek bransoletki, chłopaki, przeżuwając kanapki, skupiali się na grze (jeden gra, sześciu wpatruje się w jego tablet lub ekranik PSP) lub grali w myślanki (takie MultiRPG na papierze). Zajęci pogaduchami między sobą z wielkim trudem odrywali się od tego przyjemnego zajęcia - niektórzy dopiero wtedy dostrzegali, że jeszcze muszą do toalety. Początkowo usadziłam ich w czterech rzędach po cztery osoby - od poniedziałku codziennie zmieniali rząd. Jednak nie zdało to egzaminu, więc rozsunęłam ławki i po prostu co tydzień ich przesadzam losowo - użyłam Random Picker (KLIK TUTAJ), co ich bardzo rozbawiło :)

Powolna zmiana rozpoczęła się dopiero po przydzieleniu i przetestowaniu "działania" funkcji. Wybory trójki klasowej odbyły się porządnie, przy pomocy głosowania na karteczkach. Wzbudziło to strasznie dużo emocji, a dogrywka - okrzyki podczas liczenia głosów. Zamiast zastępcy przydzieliłam funkcję mediatora - pilnuje ilości sprawdzianów i projektów, ma negocjować z nauczycielami. Skarbnik ma zeszyt, odhacza sumiennie, pilnuje doraźnych, samorządowych składek, koniecznych na plastykę zakupów farbek, urodzin ważnych osób w szkole i zbiórek na "dni". Jest "człowiek od planu", którego zadaniem jest pilnować, żeby wszyscy byli pod tą klasą, pod którą mają być, czuwa nad podziałami grup, wie, kiedy zejść na busa na halę i czuwa, by w sali wisiał zawsze aktualny plan. Jest "człowiek od kalendarza", który wie, kiedy zmienić gazetkę, co świętować, nad czym się zadumać. Jest "kwiatkowy", który nie pozwoli umrzeć roślinom - jedną prawie zasuszył przez dwa tygodnie, bo myślał, że jest sztuczna (!). Odkrył za to, wraz z resztą klasy, kim jest tajny dewastator klasowej rośliny (śledztwo było bardzo poważne). Jest "sekcja informacyjna", która ma swoją tablicę, a na niej już powywieszali info o aikido, łyżwach, pikniku charytatywnym i możliwości pomocy pieskom ze schroniska. Jest "zakrętkowiec", który pilnuje rozkręcania butelek, opróżnia specjalny kosz z nakrętek PET i znosi do składu w piwnicy. Jest "mleczarz", którego zadaniem jest co dwa tygodnie dopilnować, by wszyscy otrzymali kartonik z mlekiem. Oprócz tego co tydzień (i na tydzień) wybieramy standardowych dyżurnych - ich zadaniem jest głównie mazanie tablicy, dopilnowanie, by pisak pisał, wyrównanie ławek.

Jaki ma to cel? MEN w tym roku stawia na odpowiedzialność. Myślę, że takie jasne wskazanie zadań uczniowi sprawi, że a) czuje się on ważną, istotną osobą w zespole, b) wie konkretnie, za co odpowiada (lepiej wykonać jedną rzecz porządnie, niż wiele byle jak), c) daje podstawę do staranie się o wyższą niż "dobra" ocenę z zachowania (rzetelne, sumienne wywiązywanie się z przydzielonej funkcji).

Sposoby na zgranie - wybory

W poniedziałek robimy kampanię Werze do szkolnego samorządu. Najpierw ustalanie hasła wyborczego - Wojtek okazał się niezastąpiony. Musiałam wyperswadować pomysł przekupywania elektoratu cukierkami, choć jestem przekonana, że moje argumenty o uczciwości ich nie przekonały. Potem robienie plakatów - wszyscy bez wyjątku po dwa (w domu), dowolną techniką. Potem burza mózgów - co Wera ma powiedzieć podczas debaty, by przekonać słuchaczy. I znów złota myśl Wojtka: "Ten chłopak z 6 klasy obiecuje, że będzie mniej kartkówek. Ale jak on to wykona, przecież nie jest nauczycielem!?! Nie można obiecywać czegoś, co jest niemożliwe!" Więc pomysły: na wyprowadzanie piesków ze schroniska, zbieranie PET na konkretny cel, pomoc w stadninie, szczęśliwy numer, przebierane dni... Z niecierpliwością czekałam na kolejny dzień, kiedy miały być przyniesione plakaty. Podałam też mój email, by móc wydrukować komuś, kto nie ma drukarki w domu, a nie chciał wyrysowywać. Na pocztę przyszły dwa wzory, a gdy przyszłam do szkoły, to oni wszyscy przed biurko i jeden przez drugiego z tymi plakatami, ja z wydrukowanymi ulotkami, oni się dzielą, opracowują strategię obklejania drzwi w szkole, powstają drużyny ulotkowe, ja podpowiadam, jak przyklejać taśmą, jak plastelinką, oni tłumem na przerwach ze skargą: "Bo potargali nam plakat!!!", ja z nimi wyjaśniać, oni za chwilę ze smutkiem: "Bo mówią, że nasze plakaty są śmieszne, z wierszykiem!" i smutek w oczach, to ja z pocieszeniem, że pewnie inni mówią tak z zazdrości, i że to wcale nieprawda, i że dumna z nich jestem. I wszyscy zaangażowani. I każdy pomaga każdemu. 

Nadużywam spójnika "i" - on i tak nie oddaje symultaniczności zdarzeń tego dnia :)

Wspólne pomysły i PicCollage. Ponieważ aplikacja nie lubi polskich ogonków, treść wklejona została w Gimpie:



Plakaty wykonane przez uczniów:



Podobny sposób na zgranie, to tworzenie kodeksu. Kiedy każdy wypisuje na arkuszu swoje hasło, tworzy coś wspólnego, czuje się za to odpowiedzialny. Dopuszczone były najdziwniejsze nawet punkty, bo były ICH (np. "Nie drzemy się na siebie nawzajem").



Inne pomysły powoli nabierają kształtu

W szatni każdy ma swój hak oklejony własnym rysunkiem. To pomysł wymagający czasu, a tego ciągle brak (po części z powodu prób przed Jubileuszem Szkoły oraz olbrzymią ilością pytań o każdy etap pracy w ramach nowych działań). Nic dziwnego - chaos powolutku udaje się pacyfikować, bo przecież każda nowość z czasem powszednieje. Przechodzenie do innych sal w końcu wchodzi w krew, równoczesna praca z podręcznikiem i notowanie staje się sprawniejsze. Na to jednak trzeba czasu i cierpliwości.

Od połowy września ruszy klasowy blog, na którym każdy będzie miał coś do napisania (jest już lista i tematy - trochę było mojej manipulacji, by treści pasowały do planu dydaktycznego z j. polskiego).



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz